Lawinowo rosnąca liczba zakażeń i zgonów, służba zdrowia na granicy wydolności, kolejne obostrzenia. Narodowcy nie robią sobie z tego wiele i zapowiadają przejście ulicami Warszawy.
Robert Bąkiewicz, prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, buńczucznie nawołuje do udziału w tegorocznym Marszu Niepodległości, który, mimo szalejącej coraz bardziej pandemii, ma odbyć się zgodnie z planem. Być może dlatego powinniśmy pojawić się jeszcze liczniej i manifestować przywiązanie do wspólnoty narodowej – mówi w wideo umieszczonym na Facebooku. Na nagraniu padają także słowa o niekonstytucyjności przykazów reżimu sanitarnego, chociaż z zaznaczeniem, że prawa trzeba przestrzegać (nacjonalistyczna logika to ciekawy obiekt badań). Bąkiewicz zapowiada zgłoszenie wielu zgromadzeń: tak, by respektować ograniczenie zgromadzeń do 25 osób. Według zasad odległość między zgromadzeniami ma wynosić 100 metrów, co, biorąc pod uwagę charakter Marszu Niepodległości, może być trudne do utrzymania, jeśli nie niemożliwe. Nie mówiąc o tym, że Warszawa jest w czerwonej strefie, gdzie limit w zgromadzeniach publicznych wynosi 10 osób – biorąc pod uwagę dynamikę pandemii, ciężko założyć, że 11 listopada będzie inaczej. Organizatorzy jednak idą w zaparte, wątpliwości kontrując argumentami o wiecach kandydatów na prezydenta w trakcie kampanii i wizytą Jarosława Kaczyńskiego na cmentarzu. Marsz Niepodległości gromadzi kilkadziesiąt tysięcy ludzi z kraju i zagranicy, którzy zjeżdżają się autokarami – to wszystko zapowiada pandemiczną katastrofę.
Jeśli organizatorzy Marszu Niepodległości nie spuszczą z tonu i wydarzenie się odbędzie – a wiele wskazuje na to, że to wysoce prawdopodobne – polskie służby czeka nie lada sprawdzian. Przy ostatnich, o wiele mniejszych, manifestacjach covidosceptyków bywało z tym różnie: w wielu miastach służby po prostu nie reagowały. Biorąc pod uwagę łagodne podejście, jakie policja stosuje wobec narodowców, możemy spodziewać się blamażu mundurowych, którzy będą się biernie przyglądać tysiącom ludzi bez maseczek, za nic mających zasady dystansu społecznego. Możliwe są oczywiście inne scenariusze, w tym ten konfrontacyjny. Tak czy owak, 11 listopada Warszawa może po raz kolejny stać się epicentrum nacjonalistycznej zadymy. To, że się do tego przyzwyczailiśmy, wcale nie zmienia oburzającej postaci Marszu Niepodległości, który od lat jest siedliskiem faszyzmu i nienawistnych treści.